Przez Piach dla PAH
Jest świt nad południowym Marokiem, a piasek, który jeszcze przed chwilą trzymał nocne chłody, zaczyna pulsować nowym, drżącym od gorąca życiem. Z mglistych konturów ergów powoli wyłaniają się sylwetki biegaczy – kolorowe plamki w bezkresie ochry – gotowe stawić czoło 250‑kilometrowej trasie Marathon des Sables. To właśnie tutaj, pośród wydm sięgających horyzontu, rodzi się nasza wyprawa „Przez Piach dla PAH”, w której każdy krok to hołd dla ludzi pozbawionych dostępu do czystej wody. Od pierwszych kilometrów czujemy, że tempo nadaje nie tyle rywalizacja, co solidarność: każda kropla naszego potu przypomina o kroplach, których tak brakuje w suchych studniach Sudanu Południowego czy Somalii. W zeszłym roku ponad tysiąc śmiałków z całego świata – w tym najliczniejsze grupy z Francji i Wielkiej Brytanii – pokonało tę pustynię, by wesprzeć szczytny cel, a my chcemy dołączyć do nich z polską biało‑czerwoną nadzieją na plecaku. Mówimy o bieganiu, lecz w rzeczywistości to wielogłosowa opowieść o odwadze, empatii i wierze w zmianę, która rezonuje daleko poza Maroko. Każdy ziarnisty oddech, każdy odcisk na stopie i każda bezsenna noc pod gwiazdami buduje pomost między kontynentami i sprawia, że metafora pustynnej wędrówki staje się namacalnym planem pomocy. Słońce wznosi się coraz wyżej, rozżarza niebo jak rozpalony gong, a jednak w naszych żyłach płynie zimna determinacja: biegniemy, aby czyjeś życie mogło toczyć się wolniej, spokojniej – przy studni, która wreszcie nie wyschnie. Gdy pierwszy etap dobiega końca, unosimy wzrok znad popękanego gruntu i myślimy już tylko o następnym – i o Tobie, Czytelniku, który być może klikniesz tutaj, by wesprzeć Kampanię Wodną, jeszcze zanim odsapniesz po tej długiej lekturze.
Za kulisami piasek szumi jak odległe morze, a padok namiotów tętni historiami ludzi z pięciu kontynentów, którzy zrzekli się wygód, aby ich głos odbił się echem tam, gdzie woda oznacza życie. Barbara, bibliotekarka z Gdyni, zwierza się, że nigdy nie lubiła upału, ale myśl o dzieciach, które codziennie przemierzają spalone słońcem kilometry w poszukiwaniu wody, zmieniała każdą chwilę treningu w moralne zobowiązanie. Mohammed z Marrakeszu, weteran pustynnych biegów, opowiada nam przy herbatce z mięty, że przez lata widział, jak sport potrafi łączyć społeczności, które wcześniej nie miały okazji się spotkać, i że pomoc PAH to najpiękniejsze wspólne zdanie w tym międzynarodowym dialogu. My, debiutanci, słuchamy, a w naszych plecakach między racjami liofilizowanej kaszy a opatrunkami na pęcherze kryje się lekkość marzeń, których nie jest w stanie przytłoczyć żadna burza piaskowa. Wkrótce przekonamy się, że organizm człowieka potrafi zapomnieć smak chłodu, ale pamięć serca o tych, którzy liczą na każdą darowaną złotówkę, nie zaciera się nigdy. Gdy noc otula obóz miękką ciemnością, nad naszymi głowami zapalają się gwiazdy – te same, które świecą nad Warszawą, Paryżem i Londynem – i w tej cichej harmonii jeszcze wyraźniej czujemy, że choć biegiem przekraczamy granice możliwości, prawdziwa meta znajduje się dopiero przy pierwszej wkręconej pompie wodnej. Zanim wyruszymy na kolejny etap, wypisujemy na piasku nazwę Twojego miasta, żeby pamiętać, że nie biegnie się po laury, lecz w imieniu całej rzeszy anonimowych ludzi dobrej woli. Dla nich, dla Ciebie i dla PAH będziemy stawiać krok za krokiem, aż pustynia ustąpi miejsca życiu.